Quantcast
Channel: Metody i techniki – Wędkarstwo Moja Pasja
Viewing all 23 articles
Browse latest View live

Przygotowanie ziaren – 6 sposobów, które warto znać

$
0
0

Ziarna - przygotowanie

Przeglądając rubryki z medalowymi rybami w magazynach wędkarskich, możemy zauważyć, że wiele dużych egzemplarzy ryb karpiowatych jest łowione na różnego rodzaju ziarna. Doświadczenie wielu wędkarzy pokazuje, że stanowią one doskonałą przynętę i zanętę. Ich skuteczność wzrasta, jeżeli przygotowujemy je w odpowiedni sposób i połączymy ze sobą w zróżnicowanych mieszankach zanętowych. Chciałbym przedstawić kilka znanych i nie znanych sposobów przygotowanie ziaren, których zastosowanie poprawiło efekty moich(i nie tylko moich) połowów.

Sposób pierwszy: gotowanie

Podstawowym sposobem przygotowania ziaren jest ich gotowanie. W zależności od rodzaju ziarna, gotowanie powinno być poprzedzone moczeniem, które w przypadku grubych ziaren jak kukurydza, łubin, czy groch powinno trwać nawet dobę lub dłużej. Namoczone ziarna gotujemy do momentu zagotowania się wody. Kiedy to nastąpi zdejmujemy garnek z kuchenki i odstawiamy do napęcznienia. Można też gotować ziarna dłużej, żeby były bardzo miękkie. Będą wtedy świetną zanętą, która uwolni do wody dużo aminokwasów i aromatów przyciągających ryby. Jednak wadą tego rozwiązania będzie to, że takie ziarna nie nadadzą się na haczyk.

Konopia gotowana

Sposób drugi: dopalanie ziaren

Aby podnieść jakość ziaren w czasie ich gotowania powinniśmy dodać do nich sól (najlepiej kamienną lub morską). Dobrym dodatkiem, zwłaszcza do kukurydzy, będzie też cukier i mód. Skuteczność kukurydzy konserwowej wynika w dużej mierze właśnie z dodania do niej soli i cukru. Sól poprawia bowiem smak, a dodatkowo wzbogaca ziarna o minerały. W trakcie gotowania można też doprawić nasze ziarna różnorodnymi atraktorami i przyprawami kuchennymi jak magi. Dodatki smakowe i zapachowe pozwolą odróżnić naszą zanętę od tego, co zazwyczaj serwują inni wędkarze. Jeżeli duże ryby nauczyły się kojarzyć zapach i smak kukurydzy z niebezpieczeństwem, to dodanie do niej traktora może przynieść oczekiwane rezultaty. Ja osobiście wolę jednak naturalny aromat ziaren.

Przygotowanie zapasów

Na przygotowanie kukurydzy w różnych smakach, zapachach, a nawet kolorach możemy poświęcić długie zimowe wieczory. Możemy wtedy przygotować zapas różnorodnie przygotowanych ziaren w słoikach różnej wielkości, które później wykorzystamy w ciepłych miesiącach. Nie zapomnijmy tylko podpisać, jaki smak znajduje się w danym słoiku. Innym sposobem jest zapakowanie ziaren worki próżniowe. W ten sposób można przygotować pokaźne zapasy na ciepłe pory roku.

Kukurydza aromatyzowana

Sposób trzeci: parzenie ziaren

Podobnym sposobem przygotowania ziaren jest ich parzenie. Ziarna wsypuję do termosu i zalewam je wrzątkiem na noc, przed porannym wędkowaniem. Kilka, czy kilkanaście godzin wystarczy, żeby ziarna zmiękły. Uważajmy przy tym, żeby nie napełniać termosu suchymi ziarnami po brzegi, ponieważ ziarna napęcznieją i mogą zniszczyć termos. Zwłaszcza łubin potrafi po napęcznieniu zwiększyć swoją objętość trzykrotnie.

Sposób czwarty: kiszenie

Przygotowanie ziaren w taki właśnie sposób jest moim ulubionym. Odkryłem go niedawno, choć przez starych wyjadaczy jest stosowany z powodzeniem od dawna. Polega on na zakiszeniu naszych ziaren. Z początku, ten sposób wydawał mi się idiotyczny, bo niby, dlaczego kiszone ziarna miał by być lepsze od świeżych? W tym szaleństwie jest jednak metoda. Na wielu łowiskach wędkarze używają ziaren w swoich mieszankach zanętowych. Ryby dobrze znają ich smaki i wiedzą, że darmowa wyżerka często oznacza zagrożenie ze strony wędkarza. Ryby są jednak oportunistami i jeżeli znajda jedzenie to tak łatwo z niego nie zrezygnują. Nie zabiorą się jednak do jedzenia od razu. Poczekają aż zanęta poleży wystarczająco długo i nie będą się musiały obawiać złapania na haczyk.

Czasem zanęta leży w wodzie tak długo, że kiśnie. Kiszona zanęta jest zatem atrakcyjna dla ryb ponieważ najczęściej oznacza ona, że nie ma w niej ukrytego niebezpieczeństwa w postaci haczyka. Co więcej, procesy kiszenia zachodzą w wodzie w sposób naturalny prawie cały rok. Jeżeli jakieś ziarna wpadają do wody to najpierw pęcznieją, potem kisną, a następnie są zjadane przez ryby. Przekonałem się już w zeszłym roku, że zanęcając kiszonymi ziarnami mam dużo lepsze efekty niż przygotowując je w tradycyjny sposób. Ryby w takiej zanęcie, żerują bardziej swobodnie.

Jednym z najlepszych karpiowych atraktorów jest CSL – płyn z sfermentowanej kukurydzy. Jeżeli masz wątpliwości co do tego sposobu to odpowiedz siebie na pytanie czy lubisz kiszone ogórki lub kapustę i poczytaj o ich zdrowotnych właściwościach. Jak przygotować kiszone ziarna? Wystarczy zalać je wodą na kilka dni. Czas kiszenia ziaren zależy od temperatury w jakiej będziemy je trzymali. W temperaturze pokojowej będzie to trwało 2-3 dni. Pewność, że ziarna są dobrze ukiszone będzie duża ilość bąbelków na powierzchni wiadra i biały osad. Żeby poprawić smak ziaren do kiszonki dodaję czasem czosnek. Od dawna wiadomo że to świetny dodatek na leszcze, karpie i amury.

Przygotowanie ziaren

Sposób piąty: słodowanie

Niezwykłym sposobem na wydobycie z ziaren zbóż ”magicznych” zdolności kuszenia ryb jest słodowanie. Przygotowanie ziaren w sten sposób jest dobrze znany amatorom złocistego trunku z pianką. Ziarna poddane procesowi słodowania nabierają niesamowitego, karmelowego aromatu i smaku. Czytałem opowieści o tym jak za barkami wożącymi słód po jednej z wielkich rzek Europy pływały co roku nieprzeliczone stada białorybu liczące na łatwą wyżerkę. Kiedy po raz pierwszy przygotowałem w ten sposób ziarna pszenicy byłem zachwycony ich intensywnie słodkim aromatem. Zmielony słód jest genialnym dodatkiem do zanęt poprawiającym ich pracę i aromat.

Jak odpowiednio przeprowadzić taki proces?

Najpierw moczymy ziarna (pszenica, jęczmień) przez 12 godzin. Następnie odlewamy z nich wodę tak żeby pozostały wilgotne. Następnie trzymamy je bez dostępu światła w temperaturze pokojowej kilka dni. Cały czas dbamy, aby ziarna były nieco wilgotne, ale nie leżały w wodzie. Po jakimś czasie zaczną one kiełkować. Po około 4 dniach oprócz cieniutkich kiełków liściowych pojawią się grubsze kiełki korzeniowe. Gdy kiełki korzeniowe mają około połowy długości ziarna przerywamy proces kiełkowania zasuszając ziarna. Proces suszenia powinien być dosyć szybki. Ziarna w pojemnikach kładę na grzejnik. Warstwa ziaren w pojemniku powinna być nie grubsza niż 1 – 1,5 cm.

Kiedy ziarna są już zupełnie suche usuwamy z nich kiełki. Można to zrobić używając zwykłego miksera, który wykruszy suche kiełki. Następnie przesiewamy ziarno na sitku o drobnych oczkach, aby usunąć wysuszone kiełki. Teraz prażymy nasze ziarno w piekarniku lub na patelni, aż wydobędziemy z nich karmelowy aromat. W efekcie otrzymujemy pięknie pachnący słód, któremu nie oprze się żadna ryba. Cały proces jest dość pracochłonny, ale na szczęście słód można bez problemu kupić. Pamiętajmy namoczyć ziarno przed użyciem, ponieważ w przeciwnym razie może ono pływać.

Sposoby na przygotowanie ziaren

Sposób szósty: prażenie

Ostatni sposób na „dopalenie” ziaren to prażenie. Dotyczy oczywiście ziaren i nasion roślin oleistych jak konopie, dynia, słonecznik, ale też kukurydza, czy pszenica. Podgrzanie ziarna wydobywa z niego aromaty. Ziarna prażę na patelni, do momentu zmiany ich koloru lub aromatu. Tak przygotowane ziarna pływają dlatego po ich uprażeniu mielę je i dopiero dodaję do zanęty. Takie dodatki zwiększają pracę zanęty i wzbogacają jej aromat.

Mieszanki ziaren

Poza odpowiednim przygotowaniem ziaren efektywność naszego wędkowania możemy podnieść poprzez połączenie w naszej zanęcie ziaren różnego rodzaju. W mieszance zanętowej powinny znaleźć się trzy rodzaje ziaren – zawierające dużo białka, cukrów i tłuszczy. Do tych pierwszych zaliczymy łubin żółty i wszelkiego rodzaju ziarna roślin strączkowych. Do drugiej kategorii należą wszelkiego rodzaju ziarna zbóż z kukurydzą i pszenicą na czele. Ziarna oleiste to konopie, rzepik i itp. Połączenie w zanęcie trzech rodzajów ziaren zapewni atrakcyjną, dobrze zbilansowaną mieszankę. Dodatki do zanęt sprawiają, że jest ona bardzo atrakcyjna pod względem wartości odżywczych, ale też smaków, aromatów, kolorów, i wielkości kąsków.

Post Przygotowanie ziaren – 6 sposobów, które warto znać pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.


Wędkarska późna jesień

$
0
0

Zimowy krajobraz

Ponieważ za oknami mamy już przełom listopada i grudnia postanowiłem napisać coś o łowieniu w tym okresie.W moim przypadku łowienie ryb to przede wszystkim spinning, i o tym będzie ten tekst. Jest to pora roku, w której duża liczba wędkarzy odkłada sprzęt na półki i zaczyna odliczać dni do wiosny przyszłego roku. Inni zaczynają szykować się na pierwszy lód, a niewielka grupa wyciąga z pudełek przynęty trociowe zapominając o swoich dotychczasowych łowiskach.

A tymczasem późna jesień i początek zimy to czas, w którym jeszcze spokojnie możemy popróbować swoich sił w spinningu na wodach wolnych od lodu. A wód wolnych od lodu mamy z sezonu na sezon coraz więcej. Można by się może z tego cieszyć, biorąc pod uwagę nasze zainteresowania, ale jednak każdy rozsądny człowiek powinien dostrzegać problemy jakie niesie ze sobą ocieplenie klimatu. Ale dosyć tego typu rozważań – zajmijmy się wędkowaniem.

Gdzie łowić?

Jak już na wstępie napisałem wszędzie tam gdzie nie ma lodu. Jeśli nasze ulubione jeziora, rzeki, czy zbiorniki zaporowe są niezamarznięte to spokojnie możemy spróbować przechytrzyć jakiegoś drapieżnika w tym okresie. A niełatwa to sztuka. Gdzie go szukać?

Późną jesienią wybór miejscówek się zawęża. W główniej mierze zależy to od rodzaju łowiska jakie wybierzemy. Na rzece w tym okresie trzeba już zacząć szukać ryby w głębszych miejscach ze spokojniejsza wodą. Wszelkie zastoiska przy głębokiej burcie, doły za główkami, doły za przykosami mogą nas w tym okresie obdarzyć piękna rybą.

W jeziorach skupiamy się na wszelkich stokach położonych przy starych trzcinowiskach, górkach podwodnych, załamaniach dna, itp. Bardzo dobrymi miejscami są wszelkie kępy starej roślinności podwodnej, które jeszcze nie opadły o tej porze roku. Jeśli znajdziemy taką roślinność na głębokości około 3-5 metrów to mamy dużą szansę na kontakt z rybą.

Na jeziorach i zbiornikach uważnie tez rozglądajmy się po wodzie. Jeśli zauważymy oczkujące stada narybku, to możemy być pewni, że pod nimi czają się okonie, a może się trafić i szczupak. Takie oczkowania zdarzają się, co prawda, częściej w listopadzie ale i w grudniu czasami jesteśmy w stanie zaobserwować to zjawisko.

Kilka rzutów delikatnym zestawem okoniowym szybko powinno zweryfikować obecność pasiastego drapieżnika w pobliżu zgromadzenia małych rybek.

Czym łowić jesienią?

Wszyscy specjaliści twierdzą, że w listopad - grudzień to czas dużych przynęt. I Ja się z tym zgadzam - woda jest zimna, ryby funkcjonują na tak zwanych „zwolnionych obrotach” i coś na pewno w tym jest, że w takich warunkach szczupak lub sandacz woli zjeść rzadziej, ale za to solidnie, niż cały dzień uganiać się za drobnicą. Zakładamy zatem na nasze zestawy duże gumy.

Pewnie niejeden z Was zapyta w tym momencie – tylko gumy?! No może na rzeki jeszcze duże woblery, i to jest jedyny wyjątek, jaki czasami robię. Ale podstawową przynętą o tej porze roku będzie zawsze i wszędzie guma. Dzieje się tak z dwóch podstawowych powodów.

Pierwszy z nich to taki, że będziemy łowić raczej głęboko. Żadna przynęta nie daje się tak łatwo prawidłowo zaprezentować na dużej głębokości jak guma. Prawidłowo obciążony ripper albo kopyto bez problemu poprowadzimy tuż nad dnem w wybranym przez Nas łowisku. Oczywiście to samo da się zrobić, i z wahadłówka, i z obrotówką, i z woblerem, ale do tego są już potrzebne duże umiejętności wędkarskie. Z guma poradzi sobie każdy.

Z kolorystyką radzę sobie łatwo – podstawowa zasada to taka, że na czystej wodzie w jasne dni stosuję gumy ciemne, a na wodzie mętnej i w dni ciemne gumy jasne. To cała filozofia.

A drugi powód stosowania gum? Tu możemy przejść do następnej części artykułu, czyli do tematu jak łowić.

[caption id="attachment_2667" align="aligncenter" width="576"]Guma Ten 15 cm ripper obdarzył mnie ładnym szczupakiem pod koniec listopada[/caption]

Jak łowić późną jesienią?

Drugi powód to sposób prowadzenia przynęty. Zasady prowadzenia przynęty w tym okresie są trzy: po pierwsze wolno, po drugie - nie szybko, po trzecie leniwie. Czyli generalnie nie spieszymy się.

Tak jak już wspominałem, ryby w tym okresie są mało ruchliwe. Żaden szanujący się szczupak czy sandacz nie będzie w grudniu ganiał za przynętą prowadzoną w szybkim tempie. A która przynęta najlepiej pracuje podczas wolnego prowadzenia? Oczywiście, że guma. Dużemu ripperowi lub twisterowi wystarczy delikatny ruch ręki żeby kusząco zafalował lub pomachał ogonkiem w toni.

Jeśli chodzi o tempo prowadzenie, to wiemy już, że trzeba to robić wolno. A czy prowadzić gumę jednostajnym ruchem, czy z opadu, czy z delikatnym podbijaniem, to już musicie sprawdzić sami na łowisku, który sposób będzie w danym dniu najlepszy. Moje doświadczenia są takie, że na szczupaka sprawdza się ruch jednostajny z delikatnym podszarpywaniem, tuż nad dnem. A na sandacza tradycyjny opad, ale w maksymalnie zwolnionym tempie.

[caption id="attachment_2668" align="aligncenter" width="600"]Efekty jesiennego połowu Szczupak skusił się na wolno prowadzonego rippera na głębokości 4 metrów przy starej gnijącej kępie roślinności podwodnej[/caption]

Jaki sprzęt na późną jesień?

Nie będę tutaj opisywał wędek, kołowrotków, plecionek, itp. Na ten temat zostało już napisane tyle tekstów, że powtarzanie tego nie ma sensu. Ale jest jeden element wyposażenia, o którym chce napisać w tym miejscu i który jest ściśle związany z późno jesiennym spinningowaniem. Elementem tym jest przypon.

Woda w tym okresie jest już bardzo zimna, co sprzyja jej klarowności. Nawet Wisła w okolicach Warszawy w grudniu ma dobre 2 metry przejrzystości. Ryby są wolne, a jednocześnie ostrożne, byle drobiazg może je zniechęcić do ataku. Moim zdaniem dobrym pomysłem w tym okresie jest zastąpienie przyponu stalowego czy wolframowego, fluocarbonem. Jest to materiał niewidoczny w wodzie i zastosowanie długiego, np.80 cm przyponu, zrobionego z tego materiału, może okazać się kluczem do sukcesu.

Przypony z fluocarbonu robię sam. Pięciometrową szpulkę tego materiału można kupić za około 10 zł. Minimalna grubość jaka zalecam to 0,4 mm na grubszą rybę. Na okonia trzeba zejść ze średnicą znacznie niżej. Do takiej linki można bez problemu bezpośrednio przywiązać agrafkę i krętlik nie używając tulejek zaciskowych.

Spróbujcie takiego rozwiązania a jestem pewien, że będziecie używali takich przyponów cały sezon.

[caption id="attachment_2669" align="aligncenter" width="576"]przypon Przypon z fluocarbonu o średnicy 0,43 mm[/caption]

O czym jeszcze pamiętać?

W tym okresie oprócz wyżej wymienionych elementach sprzętu wędkarskiego trzeba przede wszystkim pamiętać o ciepłym ubraniu. Akurat u mnie nie ma z tym problemu. Drugim moim hobby, oprócz wędkarstwa, jest narciarstwo freerajdowe. W związku z tym mam w swojej garderobie całe zestawy odzieży tzw. technicznej. Technicznej, czyli wszelkie koszulki oddychające, polary, goretexy i inne tego typu materiały.

Jako warstwę wierzchnia używam swojego starego kombinezonu narciarskiego niezapomnianej polskiej firmy ALPINUS. Zachęcam do korzystania z tego typu ubrań, tym bardziej, że nie każdego stać na zakup nowoczesnej odzieży wędkarskiej, której ceny mogą przyprawić o ból głowy. A odzież outdoorową, narciarską, itp., możemy kupić w hipermarketach już w bardzo przystępnych cenach. Nie będą to może znane marki, ale przecież nie będziemy się w nich lansować na alpejskich stokach tylko chodzić na ryby.

Na koniec, tradycyjnie mobilizuje Was do wyjścia z domu i spróbowania swoich sił w jesienno - zimowym spinningowaniu.

Jeśli ktoś jeszcze tego nie próbował to niech zachętą będzie możliwość złapania rekordowej sztuki, brak ludzi nawet na najbardziej obleganych wędkarskich miejscach i szansa spotkania nad wodą Świętego Mikołaja, który spełni wszystkie Wasze wędkarskie życzenia :)

Post Wędkarska późna jesień pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Szwecja – wędkarski raj –„Zimowa” wiosna na Syrsan

$
0
0

Przygoda w Szwecji

Moją opowieść zakończyłem w momencie, kiedy wraz z przyjaciółmi wracaliśmy z jesiennej wyprawy nad zatokę Syrsan i snuliśmy plany o powrocie w to samo miejsce wiosną kolejnego roku. Po powrocie do domu bardzo dłużyły się nam jesienne i zimowe miesiące w oczekiwaniu na maj. Ale im bliżej było do wyjazdu, tym bardziej przerażała nas pogoda.

Wiosna 2010 roku była wyjątkowo paskudna. Bardzo długo utrzymywały się niskie temperatury i opady śniegu. Zastanawialiśmy się czym przywita nas Szwecja, czy woda nie będzie jeszcze zamarznięta? W żartach padło nawet stwierdzenie, że zamiast wędek trzeba będzie zabrać ze sobą strój pingwina, żeby nie odróżniać się za bardzo od krajobrazu. Ale, żarty żartami, nadszedł w końcu długo wyczekiwany maj i ruszyliśmy w drogę. Powiększył się skład naszego zespołu, do którego dołączył mój, wówczas czternastoletni syn Marcin.

Do Karlskrony pływał wtedy z Gdyni niewielki prom typu RoPaX „Finnarrow. W porównaniu do aktualnie pływających na tej trasie promów „Spirit” i „Vision” mniej stabilny w przypadku wietrznej pogody na Bałtyku. Neptun oczywiście nie rozpieszczał i trochę nas w trakcie tej podróży wytrzęsło. Ale w końcu dotarliśmy do portu w Karlskronie i ruszyliśmy w kierunku dobrze znanego nam miejsca.

Niestety nasze obawy odnośnie pogody panującej w Szwecji okazały się uzasadnione. Na polach leżał miejscami śnieg, wiał północny, zimny wiatr. Im bliżej byliśmy naszej wędkarskiej bazy tym bardziej cieszyliśmy się z zimowych ubrań, które przezornie ze sobą zabraliśmy. Tylko czy szczupaki będą chciały żerować? Zaraz po przyjeździe zasypaliśmy naszego gospodarza pytaniami o wyniki poprzedniej grupy. Tak jak przypuszczaliśmy - zimna woda nie sprzyjała osiągnięciu dobrych rezultatów. Podobno łowiono jakieś pojedyncze szczupaki, ale bez okazów i bez „szaleństwa”. Hmm, może coś się zmieni w trakcie naszego pobytu? Pożyjemy, zobaczymy.

W poszukiwaniu ciepłej wody

Zaraz po zakwaterowaniu i rozpakowaniu naszych rzeczy ruszyliśmy czym prędzej na przystań. Wujek i Jacek tak jak poprzednio będą stanowili jedną załogę, my z Markiem i Marcinem będziemy pływali tym razem w trójkę. Łodzie są duże i stabilne, więc to nie jest problem. Oby tylko były ryby. Ruszamy na pełnym gazie w kierunku dobrze obłowionych jesienią miejscówek.

Śnieg na polach

Pierwsze rzuty woblerami, blachami, gumami , wszystkim co mamy w swoich arsenałach i żadnego pobicia. Temperatura wody , którą mierzy przetwornik naszej echosondy wynosi tylko 6-7 stopni Celsjusza. Oj, łatwo chyba nie będzie. Po kilkugodzinnym biczowaniu wody wracamy na nasze kwatery o przysłowiowym kiju. Atmosfera znacznie się popsuła. Widać wyraźnie, że jeśli nie nastąpi gwałtowne ocieplenie trudno będzie o dobre wyniki. Następnego dnia rano płyniemy w kolejne miejsca.

Uważnie obserwujemy wskazania echosondy. Tym razem mniej interesuje nas głębokość, a bardziej temperatura. Znajdujemy miejsca, gdzie woda jest cieplejsza o stopień, a nawet dwa. Intensywnie „oramy” wodę. Dzięki znakomitej przejrzystości wody widzimy często szczupaki stojące pomiędzy podwodną roślinnością. Niestety nawet blisko przepływająca przynęta nie robi na nich wrażenia. Stoją jak zaklęte.

Co robić, co robić? Szukamy kolejnych, zawietrznych zatok, gdzie woda będzie jeszcze choć trochę cieplejsza. Znajdujemy w końcu miejsce gdzie wyświetlacz pokazuje wartość dwucyfrową. Okrągłe 10 stopni! Może tutaj? To jednak nie jest nasz dzień. Mamy kilka niemrawych pobić i nadal nic. Spływamy do bazy. Wujek i Jacek również są „o kiju”. Jacek pokazuje co prawda pogryziony ogonek jakiegoś kopytka, ale żartujemy, że to drapieżne skały zostawiają takie ślady. Trudno, zostało jeszcze kilka dni, w końcu musi przejść przełamanie. I w końcu nadchodzi, ale dopiero podczas ostatnich dwóch dni naszego pobytu.

Wreszcie są!

Zostały nam tylko dwa dni do końca pobytu, kiedy wreszcie zaczynają się brania. Początkowo niemrawe, później w miarę jak woda zaczęła się ogrzewać coraz intensywniejsze. Przez walkie-talkie spływają pierwsze meldunki o wyholowanych szczupakach. Niektóre z nich są zacnych rozmiarów. Na naszej łódce jak zwykle Marek pokazuje klasę. Dla mnie jest to o tyle fantastyczne, że złowiony szczupak został wcześniej wypatrzony, a przynęta została podana precyzyjnie pod „sam nos”. Chwilę wcześniej Marek z przekonaniem zadeklarował , że go „wyjmie” i „wyjął”. A ryba była niczego sobie.

Pierwsze efekty

Dla mnie z Marcinem jest to piękna lekcja świadomego wędkowania. Nie chaotycznego rzucania po omacku z nadzieją , że coś się zaczepi. Po prostu klasa! Łowimy dalej, temperatura wody osiągnęła 12 stopni i szczupaki ożywiły się wyraźnie. Tylko Marcin markotnieje z minuty na minutę. Wszyscy już coś złowili, a on nadal nic. Faktem jest, że tym wyjazdem dopiero rozpoczął swoją przygodę ze spinningiem, ale przecież to jest do licha Szwecja. Brak efektów zaczyna go mocno deprymować. Żeby jakoś wynagrodzić mu ten brak szczupaka, proponuję, żebyśmy spróbowali połowić „białą rybę”. Tutaj mamy wspólnie większe doświadczenie, a ja też jestem bardzo ciekawy co kryje się pod powierzchnią wody.

Płocie na spinning

Wynajdujemy ciekawe miejsce i wtedy okazuje się, że na łódce jest tylko jedna wędka ze spławikiem. Zarówno Marek jak i ja też chcieliśmy zrobić przerwę od spinningu, więc postanawiamy improwizować. Szybko odcinamy przypony z naszych plecionek, wiążemy przypony z haczykiem, do tego jedna ołowiana śrucina i zestaw idzie do wody. A gdzie przynęta, gdzie spławik? - ktoś zapyta. No właśnie, łowiliśmy bez przynęty i bez spławika. Ale od początku.

Marcin zaraz po zarzuceniu swojej spławikowej wędki wyholował piękną płoć. Miał na łódce pudełko czerwonych robaczków i na nie łowił. Raz za razem na łódce lądowały potężne płocie. Ryby brały tak agresywnie, że Marek stwierdził, iż błyszczący haczyk bez przynęty też wystarczy, a sygnalizatorem brań będą szczytówki naszych wędek. Tak też zrobiliśmy. Robaczki zostawiliśmy Marcinowi. Cóż to była za przednia zabawa. Co chwilę wyginały się nasze wędki pod ciężarem okazałych płoci. Żeby w naszych wodach można było tak połowić.

Kolejne sztuki

Uradowani zabawą z płociami wracamy do domku. Wujek i Jacek też trochę połowili. Humory są już znacznie lepsze. Szkoda będzie wracać do Polski. Zazdrościmy kolejnej grupie wędkarzy. Ci to połowią. Woda jest już znacznie cieplejsza, szczupaki stają się coraz bardziej agresywne. Z pewnością na brak wyników nikt już nie będzie narzekał. Nam został jeszcze jeden dzień łowienia. Staramy się maksymalnie odrobić dni posuchy. Łowimy „do upadłego”. W końcu i mi trafia się piękna sztuka.

Szwedzki szczupak

Nadchodzi czas podsumowań. Co prawda przegraliśmy z pagodą, ale wracamy z kilkoma pięknymi okazami na koncie i bogatsi o nową wiedzę i nowe doświadczenia. Nasza ekipa zżyła się ze sobą i planujemy już kolejne wspólne wyjazdy. Co prawda mówimy naszemu gospodarzowi do zobaczenia, ale marzą nam się już nowe, inne szwedzkie łowiska.

Marcin nie poznał co prawda smaku walki ze szczupakiem, ale nałowił się do bólu pięknego „białorybu”. A jeśli chodzi o szczupaki to nikt wtedy nie przeczuwał, że za kilka lat to właśnie Marcin stanie się szczupakowym Mistrzem w naszej drużynie i to właśnie on będzie rozdawał karty w pięknej, wędkarskiej grze na szwedzkich łowiskach. O tym dokąd pojechaliśmy na kolejną wyprawę i jakie przygody nas tam spotkały będzie w kolejnej części mojej opowieści.

Jeżeli zainteresowała Cię moja historia, sprawdź od czego się zaczęło:

Szwecja - wędkarski raj - historia niedokończona

Post Szwecja – wędkarski raj – „Zimowa” wiosna na Syrsan pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Viewing all 23 articles
Browse latest View live