W tym artykule chciałbym się z Wami drodzy czytelnicy podzielić kilkoma swoimi doświadczeniami na temat wędkowania w łowiskach komercyjnych. A dokładnie chodzi mi o te bardziej ekskluzywne łowiska – łowiska spinningowe. Łowisk z rybami spokojnego żeru mamy już w Polsce całkiem sporo, natomiast tych oferujących połów drapieżników jest zdecydowanie mniej. Moim zdaniem wyprawa na takie łowisko ma o wiele więcej wspólnego z prawdziwym wędkowaniem niż wybranie się z nad staw hodowlany zarybiony karpiem, otoczonym pomostami, barami i miejscami do grillowania.
Łowiska spinningowe to najczęściej naturalne jeziora oferujące piękną populację drapieżników a jednocześnie wymagające i stawiające przed wędkarzami niemałe wyzwania. Może nawet większe niż nasze zwykłe codzienne jeziora, zbiorniki zaporowe i rzeki.
Dlaczego tak jest?
O tym będzie w dalszej części artykułu.
Gdzie warto pojechać?
Aby opisać swoje doświadczenia, posłużę się opisem wyprawy, którą odbyłem na jedno z takich jezior położonych w północnowschodniej części Polski, na ziemi sejneńskiej, pod koniec maja tego roku. Jezioro nazywa się Boksze, a łowisko prowadzi rodzinna Firma FALKO, która oferuje możliwość wędkowania, wypożyczenie łódek oraz noclegi z wyżywieniem. Samo jezioro ma około 100 hektarów powierzchni i jest pięknie położone wśród pół i lasów z dala od cywilizacji.
Panorama jeziora Boksze
Ja akurat wybrałem to miejsce, ale do wyboru jest coraz więcej tego typu łowisk w całym kraju. Wystarczy zasiąść przed Internetem i wyszukać jezioro, które będzie nam odpowiadało. Ceny na ogół wahają się od 35 zł do 50-60 zł za dzień wędkowania. Nie jest to może tanio, ale warto poczuć jak to jest łowić w wodzie, o której wiemy, że pod naszą wędkarską łódką na 100% pływają okazałe szczupaki. Sami przyznacie, że to kolosalna odmiana w stosunku do kołysania się bez sensu w łódce na wodzie PZW, podczas gdy pod Nami rozpościera się rybna próżnia niczym w kosmosie.
W cenie za wędkowanie najczęściej zawarte jest wypożyczenie łódki, ale nie zawsze tak jest – warto to sprawdzić. Pamiętajmy również, że na tego typu wodach najczęściej obowiązuje zasada no kill, lub jest osobna płatność za zabrane ryby. Nie są to, więc raczej miejsca dla mięsiarzy a zdecydowanie dla sportowców.
Co trzeba wiedzieć przed wyjazdem?
Przede wszystkim pamiętajmy, że nazwa łowisko specjalne wcale nie oznacza, iż wsiądziemy do łódki, odpłyniemy od brzegu 20 metrów w dowolne miejsce, zarzucimy dowolną przynętę do wody i za chwilę będą nam się meldować na kiju okazałe szczupaki, sandacze i okonie jeden po drugim.
Zapomnijcie o tym.
Jedna i najważniejsza rzecz, o jakiej musicie wiedzieć przed wyjazdem na takie łowisko to fakt, że są to prawie zawsze wody poddane dużej presji wędkarskiej a co za tym idzie bardzo dużo ryb miało już kontakt z wędkarzami, jest pokłutych i w związku z tym wszystkie te ryby są bardzo ostrożne. Niestety tak to jest, spragnieni emocji wędkarskich łowcy coraz chętniej wybierają się w takie miejsca a nie ma ich jeszcze aż tak dużo w stosunku do liczby chętnych. I pewnie tak będzie jeszcze długo dopóki najlepsze wody w tym kraju będą pod zarządem organizacji o nazwie PZW. Jeśli już wiemy, że ryby są doświadczone i ostrożne to wiemy tez, że wcale nie będzie się tak łatwo do nich dobrać i możemy się na to psychicznie nastawić. Unikniemy w ten sposób sytuacji, z którą bardzo często się spotykałem w takich miejscach.
Otóż przyjeżdżał Pan wędkarz, wypływał łódką na pierwsze lepsze miejsce przy trzcinach, przeciągał kilkanaście razy wzdłuż roślinności wahadłówką typu mors albo perłową gumą z zerowym skutkiem i już był wściekły, że nic nie bierze. No, bo przecież On zapłacił 50 zł ze wędkowanie i w związku z tym szczupaki powinny się służbowo zaczepiać o jego blachę w co drugim rzucie. Tak łatwo to Wam na pewno nie przyjdzie drodzy wędkarze. Będziecie musieli się trochę bardziej postarać, no chyba, że chcecie zadowolić się szczupaczkami 30-40 cm i okoniami po 20 cm.
Ale chyba nie po to przyjechaliśmy na łowisko specjalne?
Jak się dobrać do ryb na takiej wodzie?
Pytanie z serii tych, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo to zależy oczywiście od specyfiki danej wody, pory roku, i tak dalej, i tak dalej. W związku z powyższym nie opiszę wam jakiegoś super sposobu, który zagwarantuje sukces, ale raczej dwie główne zasady, o których według mnie trzeba pamiętać podczas łowienia na wodach komercyjnych poddanych dużej presji.
Zasada nr 1 – MIEJSCE
Pamiętajmy, że na tego typu łowiskach drapieżniki najczęściej gromadzą się w kilku lub kilkunastu miejscach. Przeważnie ilość tych miejsc zależy od wielkości łowiska. Oczywiście piszę tutaj o miejscach bytowania dorodnych sztuk, bo faktem jest, że młodzież najczęściej możemy złowić na całym akwenie, ale to też nie zawsze. Czasami zdarza, że cała populacja danego gatunku gromadzi się tylko w wybranych rejonach wody.
Jakie to są miejsca?
Odpowiedz też nie może być uniwersalna, bo każda woda ma inną charakterystykę. Na moim jeziorze, które jak przypominam ma około 100 hektarów powierzchni, takich miejsc namierzyłem pięć. Były to raczej klasyczne miejscówki - górki wychodzące z głębokości około 5 - 6 metrów na głębokość około 1-1,5 metra gęsto obrośnięte roślinnością. Roślinność też była klasycznie szczupakowa, czyli rdestnica. Nie były to klasyczne górki zlokalizowane na środku jeziora, a raczej podwodne półwyspy ciągnące się od brzegu w kierunku pełnej wody.
Z tych pięciu miejsc złowiłem praktycznie wszystkie ryby podczas 2 dniowej majowej wyprawy.
Czy te same miejscówki są dobre również w innych porach roku tego nie jestem pewien, ale przypuszczam, że tak.
Jak je namierzyłem?
Oczywiście przekonanie się o tym, że w takich a nie innych miejscach bytują drapieżniki musi zająć trochę czasu i trzeba na to poświęcić sporo wędkarskiej pracy. Całą przedpołudniową sesję pierwszego dnia spędziłem w różnych miejscach jeziora bezskutecznie czesząc wodę różnymi przynętami. Posługując się trochę echosondą a trochę obserwacją wody, trafiłem w końcu na pierwszą ze wspomnianych powyżej górek. Pierwsze kilka rzutów i miałem pierwszego pięćdziesiątaka.
Pierwszy szczupak. Za chwilę wróci do wody.
Następnych kilkanaście rzutów w tym miejscu zaowocowało jeszcze dwiema sztukami około 50 cm. Nie był to może wynik powalający na kolana, ale najważniejsze, że już wiedziałem gdzie trzeba szukać ryb w tej wodzie.
Niestety złowienie poranionej ryby to częsty przypadek na łowiskach specjalnych
Potem już poszło łatwo – echosonda, obserwacja wody i silnik elektryczny pozwoliły na szybkie znalezienie tych kilku miejsc, które dawały szanse na spotkanie z rybą. Systematyczne ich obławianie musiało przynieść efekty.
70 centymetrów. Niestety znów poraniony.
82 centymetry – największa ryba wyjazdu. Byłem sam na łodzi i dlatego te zdjęcia wyglądają
tak amatorsko, ale zapewniam, że wszystkie ryby wróciły w dobrej kondycji do wody.
Grubaśne 55 centymetrów. Ciekawe czym się tak objadł?
Podsumowując – na każdym łowisku specjalnym musicie się spodziewać, że ryby nie będą obecna w każdym miejscu a raczej będą się gromadzić w jakichś specyficznych dla danej wody miejscach, które będą im szczególnie odpowiadać. Dla każdej wody może to być inne miejsce, górka z roślinnością, górka kamienna, łąka z określonym rodzajem roślinności podwodnej, itp. I pamiętajcie, że wcale nie muszą to być rejony, w których jakoś szczególnie gromadzi się drobnica – to tez taka charakterystyczna cecha łowisk komercyjnych. Najważniejsze żeby odkryć, w jakiego rodzaju miejscach ryby drapieżne bytują i te miejsca namierzyć – to pierwszy klucz do sukcesu.
Zasada nr 2 – PRZYNĘTA
Ulubiony temat wszystkich wędkarzy
Z zasady jestem gorącym zwolennikiem tezy, że jeśli jest ryba i żeruje to będzie brała na prawie każdą popularną przynętę wędkarską z wyjątkiem jakichś wynalazków. I tej tezy będę bronił, bo niejednokrotnie się przekonywałem, że klucz do sukcesu leży w znalezieniu ryby a nie w tym, co jej podrzucimy pod nos. Zabieranie nad wodę kilkudziesięciu rodzajów przynęt jest dla mnie bez sensu.
Ale, i tu dochodzimy do sedna sprawy, od tej tezy mam jeden wyjątek.
Tym wyjątkiem są łowiska komercyjne.
Według mnie na takich łowiskach musimy odnaleźć klucz przynętowy.
Dlaczego tak się dzieje?
Po pierwsze, tak jak wspomniałem, są to wody poddane dużej presji wędkarskiej i ryby zdążyły się napatrzyć na najbardziej popularne przynęty, np. na różne perły z czarnym grzbietem, woblery i slidery typu płoć, itp. W związku z tym mogą na nie zupełnie nie reagować. Po drugie, tego typu wody oferują drapieżnikom zupełnie inne warunki pokarmowe niż na tych łowiskach, do których jesteśmy przyzwyczajeni na co dzień. Różnorodność pokarmu jest dużo większa i drapieżniki mają do wyboru różne gatunki ryb, a według mnie potrafią one selekcjonować pokarm nie tylko pod kątem wielkości, ale również i gatunku.
Następnym elementem tej układanki jest to, że drapieżniki dosyć często otrzymują atrakcyjny wkład żywnościowy w postaci zarybień, jakie na takich wodach przeprowadzane są dosyć często przez zapobiegliwego właściciela. A czym głownie się zarybia łowiska spinningowe? Dodajmy jeszcze do tego pewną rywalizację o terytorium, do jakiej musi dojść w przypadku dużej populacji drapieżników i już pewnie domyślacie się drodzy czytelnicy co chcę napisać? Tak, zgadliście – drapieżniki na takich łowiskach bardzo lubią żerować na przedstawicielach własnego gatunku.
Wszystkie szczupaki, jakie złowiłem na swoim jeziorze połakomiły się na gumy przypominające małe szczupaki pod względem koloru i kształtu. Na inne kolory nie było żadnych rezultatów.
Na takie i na podobne gumy wzięły wszystkie ryby.
Nie miałem okazji wypróbowania szczupakopodobnych woblerów i sliderów, a to z tego względu, że łowiłem wśród roślinności i jedynie guma zapewniała jako taki komfort jeśli chodzi o zaczepy.
Okonie też brały wyłącznie na zieleń z brokatem
PODSUMOWANIE
Jak widzicie według mnie kluczem do sukcesu na łowisku komercyjnym jest rozwiązanie dwóch zagadek – miejsce i przynęta. Trzeba poświęcić trochę czasu na rozwiązanie tego rebusu żeby nie spłynąć do brzegu o kiju, z wody o której wiecie na pewno, że pływają w niej piękne ryby. Oczywiście na waszych wodach te miejsca i przynęty mogą zupełnie inaczej wyglądać niż ja to opisałem na przykładzie swojego łowiska, ale myślę, że na wszelki wypadek powinniście zacząć badanie swojego miejsca od przypięcia do agrafki zielonego rippera z brokatem i znalezienia górki z porastającą ją rdestnicą.
Życzę Wam połamania kija i jak zwykle oczekuję na podzielenia się swoimi doświadczeniami w komentarzach do artykułu.
Post Łowisko komercyjne to też trudny przeciwnik pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.